Majówka na trójkę
Unia po dwóch meczach rozegranych na przestrzeni trzech dni, zdobyła komplet punktów w Okonku 4-1, a następnie przegrała u siebie ze Złotowem 1-0. Ogromny niedosyt pozostaje po niedzielnym spotkaniu. Ale po kolei.
Weekend majowy rozpoczęliśmy w Okonku, gdzie Unia zaprezentowała dobry, ofensywny futbol. Od samego początku spotkania nasi zawodnicy stwarzali sobie sytuacje do strzelenia bramki. Okazje mięli Gidzewicz i Zublewicz, ale piłka jak zaczarowana nie chciała wpaść do siatki. Bardzo dobrze podłączali się do gry boczni obrońcy - Marciniak i Karolewski. W końcu pod koniec pierwszej połowy skuteczne dośrodkowanie z rzutu rożnego przyniosło bramkę Aleksandra Witkowskiego.
Druga część meczu zaczęła się od gola kontaktowego dla gospodarzy. Z przebiegu gry nikt by się nie spodziewał, że zawodnicy Włókniarza strzelą gola, ale piłka nożna jest sportem nieprzewidywalnym. Tego dnia jednak trener Przemysław Zublewicz miał nosa do zmian. Wprowadzeni na boisko zawodnicy wspomogli drużynę w trudnym momencie. Najpierw dośrodkowanie z lewej nogi Kończewskiego wykończył Krzysztof Zublewicz, potem sam Kończewski centro-strzałem zaskoczył bramkarza gości. Asystę zaliczył tutaj kolejny rezerwowy Wapiński. W końcówce gwóźdź do trumny wbił ostatni rezerwowy Szlecht, który przeciął tor lotu piłki po strzale głową Zublewicza. Końcowy wynik 4-1.
Po dobrym spotkaniu na wyjeździe wszyscy ostrzyli sobie zęby na mecz u siebie ze Złotowem. Zawodnicy od początku nie zawodzili w aspekcie jakości gry. Multum sytuacji, strzały w słupek i i zmarnowane okazje - nikt nie wierzył, że ten mecz można przegrać. Zawodnicy ze Złotowa odgryzali się tylko indywidualnymi akcjami i strzałami z rzutów wolnych. Nic tu nie pomogła świetna gra Słomy i Piechowiaka w środku, kolejne okazje Zublewicza, Gidzewicza. W drugiej połowie tempo gry trochę spadło, ale sytuacji nadal nie brakowało. Dobre sytuacje po podaniach Kończewskiego miał Bartek Gidzewicz, ale niestety brakowało skuteczności. Najlepsza sytuację nie wykorzystał jednak Krzysiek Zublewicz, po którego strzale futbolówka odbiła się od słupka. Piłka nie odnalazła tego dnia drogi do bramki Złotowa, ale do Unii... jak najbardziej. W 89 (!) po błędzie obrony i bramkę strzelił napastnik gości. Była to praktycznie jedyna niebezpieczna akcja Złotowa w tej części gry. Koniec meczu. Wściekłość i zażenowanie. To wszystko co pozostało po tym spotkaniu. Niewykorzystane sytuacje się mszczą.
Komentarze